piątek, 29 kwietnia 2011

Święta Wielkanocne i baba piaskowa


Święta Wielkanocne minęły szybko wypełnione po brzegi malowanymi jajkami i świątecznymi potrawami. Dom pachniał świeżością i jedzeniem przygotowanym wyjątkowo na tę właśnie okazje, a nasze serca pełne były uśmiechu i radosne jak żółte żonkile na wielkanocnych stołach.
Koronkowe obrusy, malowane pisanki, odświętne ubrania-to wszystko sprawia, że dzień ten jest wyjątkowy. Choć dla mnie oczywiście najważniejsi w świętach są ludzie, którzy tworzą wraz ze mną atmosferę miłości i zrozumienia. To wspólne spędzanie czasu, rozmowa, zatrzymanie się w biegu i docenienie chwili pełnej świątecznej magii. I życzenia, te z serca płynące wypowiedziane prawdziwe i szczerze.
Ten czas to dla mnie pretekst do zastanowienia się nad sobą i zmiany na lepsze- Aby cieszyć się i celebrować każdy dzień, nawet ten pochmurny. I kochać całą sobą i pomimo wszystko.  

Tegoroczne święta minęły mi więc nie tylko  pod znakiem piaskowej baby, chrzanowej zupy, kolorowych i przyrządzanych jaj, ale także uśmiechów najbliższych, myśli zatrzymanych i tęsknoty za Mamą, która w tym roku ze względu na podróż nie mogła być z nami w tym wyjątkowym dniu. Jej brak odczułam bardziej niż zwykle. I doceniłam, bo przecież tak wiele dla mnie znaczy. 
kochana mama.  

Mam nadzieję, że i Wam święta minęły w ciepłej, przyjaznej atmosferze. 
Wśród bliskich sercu ludzi i z uśmiechem na ustach;)

Poniżej ręcznie malowane jaja autorstwa mojej Mamy Ani
oraz przepis na babkę nie tylko wielkanocną

 



Babka Piaskowa Cytrynowa
(bezglutenowa)
przepis zaczerpnęłam ze strony Moje wypieki:)


      

 Składniki:
 na formę 2 litrową

4 jaja
3/4 szklanki cukru
1,4 szklanki mąki ziemniaczanej/ ew. kukurydzianej
160 g masła
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
otarta skórka z 2 cytryn
 Przygotowanie:

Formę wysmarować dokładnie masłem i wysypać bułką tartą-u mnie bezglutenowa/kaszą manną lub zmielonymi migdałami.
Jajka w całości ubić na jasna, bardzo puszysta masę-przez kilka minut. Masa powinna podwoić swoją objętość dwukrotnie, co zadecyduje o udanym wypieku. Następnie, łyżka po łyżce dodawać cukier i dalej ubijać.
Mąkę ziemniaczaną wymieszać z proszkiem do pieczenia, przesiać. Dodać do masy jajecznej i mieszać, aż wszystko się dokładnie połączy. Dodać skórkę i wymieszać.
Masło roztopić w garnuszku i wrzące wlać do ciasta. Wymieszać. 
Ciasto przelać do przygotowanej wcześniej formy ( nie powinno zająć więcej niż 2/3 wysokości formy, bo baba urośnie podczas pieczenia).
Piec w temperaturze 170°C przez około 50-60 minut ( pierwsze 30 minut w temperaturze 160ºC), aż będzie wewnątrz suche-sprawdzić patyczkiem. Po tym czasie wyłączyć piekarnik i pozostawić w nim ciasto na kilka minut, aż przestygnie (przy uchylonych drzwiczkach). Wyjąć z formy i przed podaniem oprószyć cukrem pudrem.


                                             


środa, 20 kwietnia 2011

Sałatka z jajem

Od kiedy odkryłam jajka w koszulce, sałatka z nimi w roli głównej stała się częstym gościem na naszym stole. Przeważnie jemy ją w sobotni lub niedzielny poranek gdy mogę w spokoju wynagrodzić nam całotygodniowe pośpieszne i bardzo ranne śniadania na stojąco i rozpieścić nas odrobiną wiosennego koloru. Potrzebna jest tylko chęć i 10 minut wolnego czasu.
Jajka w tej formie wiodą prym w mojej kuchni odsuwając na bok wszelkie inne sposoby przyrządzania*. I nie bez powodu bo lekkość takiego jaja i co najważniejsze moment przecięcia białkowej otoczki, która uwalnia aksamitne, ciepło-płynne żółtko należy do moich ulubionych:)
 
Dobór składników sałatki poza jajami i sosem jest dowolny. Ma być kolorowo, sycąco i warzywnie.
Ja zawsze używam dużo zielonego-jak sałata / roszponka / młody szpinak, do tego ogórek, koper, dymka, potem czerwony pomidor, papryka, czasem tarty ser, łosoś-zależnie od tego na co mam aktualnie ochotę i co wyszperam w lodówce:) Proporcje są umowne, dla mnie zawsze inne, zależnie od apetytu i nastroju. Dzisiaj u mnie w wersji z truskawkami:)

*no może poza tymi wyjątkowymi przyrządzanymi na Wielkanoc!:) 


 Sałatka z jajem

Składniki: 
proporcje zależą od apetytu:) 

3 łyżki octu
sałata/roszponka/szpinak
(u mnie porwana sałata z liśćmi młodego szpinaku)
pomidor
ogórek
koperek
dymka
jajo 
(u nas po 2)
 + dodatkowo u mnie truskawki
które można pominąć lub zastąpić np. papryką, rzodkiewką, tartym żółtym serem, 
lub dla tych co mogą malutkimi grzaneczkami

na sos:
na około 2 porcje

ok 2-3 łyżek oliwy
1 łyżka octu balsamicznego
1-1,5 łyżki musztardy z ziarnami gorczycy
sól



Przygotowanie:

Umyj sałatę (lub inne zielone) i dokładnie odsącz z wody. Gdy będzie już sucha porwij ją i rozłóż na talerzach-w takiej ilości na jaką masz ochotę. Dodaj pokrojonego ogórka ( na słupki ) i pomidora ( na połowy ćwiartek) i rozłóż na sałacie. 
Następnie do dużego rondla wlej wodę, dodaj biały ocet (bez względu na ilość jajek zawsze dodaje 3 łyżki) i doprowadź do wrzenia. 
W tym czasie przygotuj sos-wymieszaj oliwę, ocet balsamiczny, musztardę i szczyptę soli, a następnie odstaw.
Gdy woda w rondlu zacznie wrzeć, zmniejsz ogień tak, aby tylko lekko się gotowała. Do filiżanki wbij jajko i zdecydowanym ruchem przelej je do gotującej się wody z octem. To samo powtórz z resztą jajek, uważając na to aby zachować między nimi odstęp w garnku. Nastaw czas na ok 3-4 minuty, a następnie delikatnie otocz żółtko białkiem (bez problemu formują się z nich kulki). 
Pokrój zioła-dymkę, koper. Po 3-4 minutach gdy jajka wypłynął na powierzchnie, wyjmij je łyżką cedzakową i umieść na rozłożonej na talerzach sałacie. Każde jajko popieprz, posól i polej wokół sosem. Sałatkę posyp ziołami.

Dobrze współgra z ciepłymi grzankami, posmarowanymi masłem.
Smacznego!

niedziela, 17 kwietnia 2011

Bakłażany a la Caprese

Bakłażan podany w tej postaci, przypomina mi dni pełne słońca. Te letnie popołudnia wypełnione po brzegi zapachem kwiatów, dotykiem delikatnego wiatru, które przynosi ulgę rozgrzanemu ciału i głosami bliskich sercu ludzi. Jak o tym myślę przed oczami mam obraz mojej mamy, przygotowującej tak bakłażany na letnie przyjęcia w ogrodowej altanie, ale także na te chwile spędzone w małym rodzinnym gronie w domu przy lampce czerwonego wina. 
Wspomnienie to, ale także i wyjątkowe połączenie smaków sprawia, że tak przyrządzone bakłażany stały się jednym z moich ulubionych potraw, do których wracam przez cały rok. 
Pyszne i wykwintne w swojej prostocie, dzisiaj są głównym bohaterem naszego niedzielnego śniadania we dwoje. 



 Bakłażany a la Caprese

Składniki:

pół bakłażana
1-2 pomidory
serek Capri typu włoskiego
listki świeżej bazylii
ocet balsamiczny
sól
pieprz
 

Przygotowanie:

Pokrój bakłażana na plastry ok. 0,5 cm. Każdy plaster dokładnie posól i odstaw na 30 minut aby puścił sok, a następnie dokładnie wytrzyj papierowym ręcznikiem. Rozgrzej na patelni olej i usmaż każdy plaster z dwóch stron po kilka minut. Bakłażan chłonie olej jak gąbka, dlatego trzeba podlewać go delikatatnie, (ale nie żałując-gdyż dzięki temu nabiera mięsistości) a następnie dociskać go widelcem do patelni aby nasiąkł tym olejem i się zarumienił. Jeśli plastry są już zarumienione, wykładam je znów na papierowy ręcznik w celu odsączenia ich z tłuszczu. Kroje pomidory i serek Capri, a następnie układam na dużym półmisku-plaster bakłażana, plaster pomidora i serek. Każdą "piramidkę" solę i pieprze, polewam octem balsamicznym i ozdabiam listkiem bazylii.

piątek, 15 kwietnia 2011

Wiosenne szaszłyki z miętą

Uwielbiam obserwować jak po zimie rodzi się na nowo życie. Słońce zalewa łąkę przed moim domem a pierwsze krokusy w ogrodzie wyciągają swoje szyje składając hołd wiośnie.Schowałam już ciepłe swetry i z niecierpliwością czekam na te ciepłe prawdziwie słoneczne dni, które rozgrzeją nasze zmarznięte po zimie, ciała. I na jedzenie-przyrządzone na ogrodowym grillu, zjedzone w towarzystwie natury i miłych sercu głosów z zapachem potraw obsypanych ziołami, ciepłego powietrza i kwiatów. W sobotnie popołudnie.
Czekam na to z niecierpliwością.przebierając nerwowo nogami: może już niedługo??

Ale jak na razie muszę zadowolić się jedzonkiem przyrządzonym w domku choć już przypominających smakiem i lekkością, dni pełne słońca.
Szaszłyki z kurczakiem i warzywami, zioła, sałatka, tzatziki..
może uda mi się rozpędzić resztki chmur na dachem mojego domu i przywołać ciepłą wiosnę?


 
Szaszłyki z miętą
 
Składniki:

1 pierś z kurczaka
1 cebula czerwona
pół cukinii
6-7 pomidorków koktajlowych

marynata do mięsa:

2 łyżki oliwy
1-2 łyżeczki miodu
kilka listków mięty i bazyli
sok z połówki cytryny
łyżeczka skórki z cytryny
ew. skropić sokiem z pomarańczy
2-3 ząbki czosnku
pół posiekanej małej chili-bez pestek
szczypta soli
pieprz

dodatki:
 
patyczki/ szpadelki do szaszłyków

Przygotowanie:

Kroimy kurczaka na małe kawałki. Przygotowujemy marynatę: rozbijamy w moździerzu lub wyciskamy przez praskę, czosnek. Dodajemy do niego sok i skórkę z cytryny, chili, oliwę, miód, sól, świeżo zmielony pieprz oraz porwane listki bazylii i mięty. Wrzucamy do marynaty pokrojonego kurczaka i wszystko dokładnie mieszamy. Przykrywamy miskę z kurczakiem i wstawiamy do lodówki na noc/ lub na 2-3 godziny, aby smaki się przegryzły.
Po tym czasie kroimy warzywa i nabijamy na patyczki naprzemiennie z kurczakiem.

W wyborze warzyw kierujmy się własnym smakiem i możliwościami- może to być papryka, pomidorki, pieczarki, cukinia lub wszystko naraz.
Ja podaje z tzatzikami i wiosenną sałatką idealną do grilla (przepis poniżej)
 


Wiosenna sałatka

Składniki:
na naszą dwójkę:)
 
2 pomidory
pół cukinii
pół czerwonej i zielonej papryki
czerwona cebula
posiekana dymka
kilka pomidorków koktajlowych dla ozdoby
listki bazylii
oliwa
cytryna
sól i pieprz

Przygotowanie:

Pokrój pomidory, cukinie, cebule i papryki na małą kostkę. Dodaj posiekaną dymkę, porwane listki bazylii, przekrojone na pół pomidorki koktajlowe, skrop oliwą i cytryną, posól i popieprz i dokładnie wszystko wymieszaj. 
 
 
Sałatka jest prosta, lekka i świeża. Idealnie komponuje się z grillowanym mięsem, będąc jego godnym towarzyszem.
Składniki i ilości są oczywiście umowne, zachęcam więc do dodawania czegoś od siebie.
 
U mnie dziś w przemiłym towarzystwie, z uśmiechem na ustach:)


środa, 13 kwietnia 2011

Zupa z kurczaka- w wielu odsłonach

Uwielbiam zupy.
Te aromatyczne, rozgrzewające dusze i ciało. Wypełniając od wewnątrz ciepłem, przywracają mnie do życia, koją smutek, głód i zmęczenie. Nie mam wątpliwości, że są nie tylko pożywnym płynem, ale lekarstwem dnia codziennego. Staram się stosować to "lekarstwo" jak najczęściej , a czasem zastępuje mi ono oba posiłki, będąc pełnowartościowym i sycącym obiadem.Tak jest w wypadku tej zupki. Pożywna, na nasze dotknięte chłodem i deszczem ciała zadziałała jak ciepły koc. Otuliła nas uśmiechem, odgradzając od szarego, chmurnego nieba za mokrymi oknami.


  Zupa z kurczaka 
w wersji orientalnej


Składniki:

 nieduży kurczak
2 kawałki trawy cytrynowej
kawałek świeżego imbiru
4-5 ząbki czosnku
4-5 listków limonki kaffir
świeża papryczka chili
1 litr bulionu z warzyw
2 marchewki
 sok z połowy limonki
4 łyżki jasnego sosu sojowego
grzyby mun
dymka
kolendra/ natka pietruszki

Przygotowanie:
  
Włożyć kurczaka do garnka. Ułożyć na nim kawałki trawy cytrynowej zmiażdżonej wałkiem, pokrojony imbir, ząbki czosnku, zmiażdżone liście limonki i pokrojoną papryczkę chili. Wlać wodę ok. 1,5-2 l  i zagotować. Gdy zacznie wrzeć, wrzucić obrane i pokrojone na kawałki marchewki, zmniejszyć ogień i gotować przez 30 minut na wolnym ogniu. W czasie gotowania zupę należy odszumowywać-łyżką zbierać z powierzchni pianę i oczka tłuszczu. Kiedy mięso zmięknie, zupę odcedzamy przez sito do drugiego garnka. Łączymy z bulionem. Moczymy w gorącej wodzie grzyby, następnie je kroimy na paseczki, obieramy kurczaka i  wraz z ugotowanymi marchewkami dodajemy wszystko do zupy. Wlewamy sos sojowy, sok z limonki i posiekaną dymkę.
 

Ja podaje zupę z makaronem sojowym, kawałkami kurczaka i świeżymi ziołami-dymką/ kolendrą/ natką pietruszki lub wszystkim na raz-według smaku, na który mam ochotę.
Zupka ta należy do takich, które często w mojej kuchni zmienia swoją postać ze względu na aktualną zawartość lodówki. Można ją przygotować w wersji rosołowej bez orientalnych smaków, a za to z dużą ilością warzyw, ziół takich jak natka, lubczyk, czy mój ukochany koperek, z kawałkami kurczaka i ryżem, lub bardziej orientalnie z mlekiem kokosowym i na ostro. W każdej postaci będzie pyszna. Zachęcam więc do eksperymentowania. Niech przepis ten będzie jedynie bazą. Zupą w wielu odsłonach.


sobota, 9 kwietnia 2011

Gryczany z sezamem-chleb pełen smaku

Pieczenie domowego chleba ma w sobie coś magicznego. 
Dobieranie składników, dokładne ich mieszanie, przekładanie do formy i czekanie z niecierpliwością aż wyrośnie, to taka cisza przed burzą. Później ten zapach przypieczonej skórki gdy z głową pełną myśli czekam na werdykt. Czy wyjdzie? jak będzie smakował?
Jest to dla mnie wyjątkowe uczucie. Ta pierwsza jeszcze ciepła kromka, którą smaruje pośpiesznie masłem. i zaskoczenie pełne smaku-że dobry, niezastąpiony.
Dla takich jak ja-uczuleniowców, którzy musieli zrezygnować z tego kupionego w piekarni chleba-zdaje się on jednym z ważniejszych, samowystarczalnych posiłków.
Bo przecież zawsze to czego nie możemy-smakuje najlepiej.

Więc znalazłam przepis i wczoraj po raz pierwszy upiekłam- Chleb pełen smaku, dużo lepszy od tego kupionego-bo mój własny-bez pszenicy i glutenu.

Magia zawarta w kromce.

  

Chleb gryczany z sezamem
według przepisu Beaty Połatyńskiej

  
Składniki:

150 g mąki gryczanej
150 g mąki 
(Ekstra uniwersalnego koncentratu mąki bezglutenowej )
1 łyżeczka soli
2 łyżki mielonego siemienia lnianego
1 łyżka żelatyny
1/3 szklanki mleka
15 g świeżych drożdży
4 łyżki sezamu
1 jajko do posmarowania


 Przygotowanie:

Drożdże rozpuść w letnim mleku. Żelatynę namocz w 1/3 szklanki zimnej wody. Gdy napęcznieje, podgrzej aby się rozpuściła. Siemię zalej niepełną   ( ok. 3/4 ) szklanką gorącej wody i odstaw. Do miski wsyp oba rodzaje mąki, sól i połowę sezamu. Dodaj siemię, żelatynę (dobrze rozpuszczoną) i drożdże. Wszystko dokładnie wymieszaj-mikserem. Przełóż masę do wyłożonej papierem foremki keksowej o długości ok 23 cm ( masy będzie niewiele i będzie ona kleista-nie przejmuj się tym ), przykryj ściereczką i odstaw w ciepłe miejsce aby podrosła ( ok 40 min-1 godziny-zależnie od temperatury w pokoju-powinno zwiększyć znacznie swoją objętość ). Przed włożeniem do pieca posmaruj roztrzepanym jajkiem i posyp resztą sezamu. Piecz w temperaturze 180 st. C około 40-50 minut. Po 40 minutach pieczenia sprawdzaj patyczkiem czy chleb jest w środku klejący czy suchy. Jeśli jest suchy-wyłącz piekarnik i pozostaw jeszcze przez 10 minut-aby zmiana temperatur nie była zbyt gwałtowna. Po tym czasie-wyjmij z piekarnika.
Smacznego!

mus czekoladowy-lyżeczka zapomnienia


Na chandrę i na te chwile pełne szczęścia. Codzienne: z książką lub filmem i te wyjątkowe - na koronkowym białym obrusie, w towarzystwie najbliższych. 
Zanurzona w uśmiechu. Jak lekarstwo na wszystko.
Czekolada. Pełna smaku, zmysłowa, rozpływająca się w ustach. 
w moim ulubionym połączeniu z syropem wiśniowym. 

Dzisiaj przygotowana dla bliskich mi osób. 
Na otarcie łez i dla M-bo kocha ją w każdej postaci.
Takie nasze chwile pełne zapomnienia. 
na srebrnej łyżeczce. 
w kolorowym papierze z kokardą. 



 Mus czekoladowy z syropem wiśniowym 
według przepisu Adama Chrząstowskiego

Składniki:

200 g czekolady gorzkiej
100 g cukru
3 żółtka
3 białka
40 ml wiśniówki
1,5 łyżki masła
150 g wiśni bez pestek mrożonych
50 g cukru brązowego
½ łyżeczki cukru waniliowego





Przygotowanie:

W rondelku rozpuść ½ łyżki masła, dodaj niego brązowy cukier i cukier waniliowy. Wrzuć wiśnie i duś do czasu, aż na dnie pojawi się gęsty syrop-co jakiś czas mieszając. Połam czekoladę i rozpuść w miseczce nad garnkiem z gotującą się wodą. Dodaj do niej połowę białego cukru i dokładnie wymieszaj. Odstaw by lekko przestygła i wymieszaj z żółtkami i wiśniówką.
Ubij białka, utrwalając je pozostałym białym cukrem, a następnie dodaj 2/3 powstałej piany do czekolady i wymieszaj delikatnie. Gdy będzie miała już jednolity kolor dodaj resztę piany-również bardzo delikatnie aby masa zachowała swą pulchność. Do pucharków przełóż powstały mus i udekoruj go syropem z wiśniami. Odstaw do schłodzenia na co najmniej 2 godziny. 


środa, 6 kwietnia 2011

kokosowe pucharki a la panna cotta z ciepłym syropem


dom. pełen ciepła i miłości. taki mój.
ulubiona kanapa, ażurowa serweta, stara lampa.
chwile,
które chowam do mojego pudełka wspomnień.
urywki znaczeń, zapachy, obrazy.
jak klisze za powiekami oczu.
i ludzie. najdrożsi sercu.
taki wspólny czas.
z uśmiechem na ustach.
ze szklanym pucharkiem.
i obietnicą.

chwile zatrzymane.



  
  Kokosowe pucharki -a la Panna cotta z ciepłym, wiśniowym syropem



Składniki:
 na 4 duże pucharki (125 ml) lub 5 mniejszych

galaretka:
wiśnie - (ja użyłam mrożonych) ok. 1 szklanki
galaretka wiśniowa ok 0,5 saszetki

kokosowa "panna cotta":
1 łyżeczka żelatyny 
2 łyżki ciepłej wody
2 szklanki/500 ml śmietany kremówki
1/2 szklanki wiórków kokosowych
1/2 szklanki cukru pudru
1 łyżeczka cynamonu
kilka kropel aromatu waniliowego

syrop wiśniowy:
wiśnie-ok 3/4-1 szklanki
1 szklanka wody
3 łyżki cukru
2 goździki
1-1/5 łyżki nalewki wiśniowej ( opcjonalnie ) 



Przygotowanie:
Galaretka: Układamy rozdrobnione owoce na dnie pucharków i zalewamy je galaretką (przygotowaną wg. przepisu na opakowaniu). Odstawiamy pucharki do lodówki (lub w jakieś inne chłodne miejsce) do zastygnięcia-na około 1 godzinę (ja zrobiłam wieczorem i zostawiłam na noc).

Kokosowa "Panna cotta": Do filiżanki wsypujemy łyżkę żelatyny i zalewamy 2 łyżkami ciepłej wody-przegotowanej. Mieszamy i odstawiamy do namoczenia-na około 5 minut. W tym czasie wlewamy do rondelka śmietankę kremówkę, dodajemy do niej cukier puder i mieszamy na małym ogniu do czasu aż cukier się rozpuści, ale nie gotujemy. Dodajemy wiórki kokosowe, cynamon i wanilie (składniki umowne-można nie dodawać wanilii, a dodać goździki, lub same wiórki kokosowe-jak kto lubi ) . Dodać namoczoną i uprzednio dokładnie wymieszaną żelatynę i mieszać, aż całkowicie sie rozpuści w ciepłej śmietance. Ostudzić (ważne bo gorąca rozpuści galaretkę ) i przelać do pucharków z galaretką. Odstawić do lodówki na 2-3 godziny do zastygnięcia.

syrop wiśniowy: Do rondelka wsypujemy wiśnie i zalewamy je szklanką wody. Dodajemy cukier i mieszamy na średnim ogniu aż się rozpuści. Dodajemy goździki i opcjonalnie nalewkę/likier. Gotujemy przez ok 10 minut aż syrop zgęstnieje. Lekko studzimy.

Ostudzoną 2 warstwową obietnicę podajemy z ciepłym syropem z owocami na wierzchu.
pychota.


 

Zupa z czerwonej soczewicy - na głód lub chłód

Uwielbiam zaskoczenia.
Takie pożywne i pełne smaku, które napełniają mnie radością jak powietrze napełnia balon.
Ta zupka była takim zaskoczeniem. 
Pysznym i od dzisiaj moim ulubionym. 
Pełna przypraw-bo nigdy nie znałam w nich umiaru, przygotowywana z przeświadczeniem że nic z niej nie wyjdzie, a na pewno nie to czego się spodziewam.
I miałam rację.
Pożywna, pełna aromatu i smaku potrafi rozgrzać nie jedno serce. 
Nasze deszczowe dzisiaj - rozgrzała.
  
Zupa z czerwonej soczewicy
na głód lub chłód ciała i duszy




Składniki:
1 kubek (pełny) czerwonej soczewicy
2-3 łyżki oliwy z oliwek
1 duża lub 2 średnie cebule
2 ząbki czosnku
ok. 2 litrów bulionu warzywnego-esencjonalnego
1-2 marchewki i 1 pietruszka/ najlepiej z bulionu już ugotowane/ ale może być surowa
przecier z pomidorów 
2-3 łyżki koncentratu pomidorowego-do smaku ( jeśli za mało wyrazisty )
ok. 1-1,5 łyżeczki cynamonu
1 łyżeczka mielonej czerwonej papryki ( ja dodałam ostrą )
1 łyżeczka suszonego majeranku
1 łyżeczka suszonego cząbru
 kilka ziaren kminku lub szczypta mielonego
pieprz i sól
 natka pietruszki



Przygotowanie:
Rozgrzewamy  oliwę w garnku, w którym zamierzamy gotować zupkę (ew. olej). Dodajemy do niej posiekaną cebule i smażymy ok 3 minuty, mieszając żeby się nie przypaliła. Dodajemy do niej posiekany czosnek i po chwili przyprawy. Mieszamy wszystko i smażymy przez ok 2 minuty, aż połączą się smaki, a cebulka będzie szklista. Zalewamy wszystko wywarem z warzyw, dodajemy opłukaną uprzednio soczewice i przecier z pomidorów. Doprowadzamy zupę do wrzenia, a następnie zmniejszamy ogień i pod przykryciem gotujemy ok 20 minut-aż soczewica będzie miękka. Po tym czasie dodajemy starte na grubej tarce warzywa (jeśli warzywa są surowe dodajemy je wcześniej razem z wywarem i przecierem) i jeśli trzeba: przyprawiamy i dodajemy koncentrat. Gotujemy jeszcze ok 10 minut na malutkim ogniu, przelewamy do miseczek i posypujemy natką pietruszki.

Zupa jest złożona z wielu składników, ale jej wykonanie jest naprawdę proste. Podane przeze mnie proporcje są umowne. Zachęcam więc do próbowania i przyprawiania według własnego smaku. Smacznego!:)


wtorek, 5 kwietnia 2011

Krem z pieczonych marchwi

Dzisiaj był taki leniwy, domowy dzień. myślami byłam daleko-gdzieś w zaułkach nieznanych mi miast, w wyobraźni wąchając zapach słońca i drzew pełnych małych pomarańczowych owoców. Do wakacji jeszcze daleko, ale tak już brakuje mi przygody, dalekiej podróży, która umożliwi mi poznanie nowych zapachów i smaków spisywanych pośpiesznie w notatniku, a odtwarzanych później w zaciszu domu.  
A za oknem chmurnie, poza moim M nikogo nie ma, a ja mogę puścić wodze fantazji i zrobić coś dla nas. Opatulić miękkim kocem i ogrzać nasze serduszka marchewkowym kremem. 
Uchronić je przed melancholią.




 Krem z pieczonych marchewek

Składniki:
  
6 sporych marchewek
pół cukinii
2 duże pomidory
5 ząbków czosnku
3-4 łyżki oliwy
1 litr mojego bulionu warzywnego do kremów  ( przepis tu )
lub 1 litr zwykłego bulionu
sól pieprz



Przygotowanie:

Piekarnik nagrzać do 180 st.C. Umyte i osuszone pomidory ponacinać na krzyż. Marchewkę i czosnek obrać, a cukinie pokroić na ćwiartki. Warzywa ułożyć na blasze, polać oliwą, posypać solą i pieprzem. Przykryć dokładnie warzywa folią aluminiową i wstawić do piekarnika. Piec ok. 1,5 godziny-aż warzywa będą miękkie.Po upieczeniu zdjąć skórkę i wykroić twarde części z pomidorów. Warzywa wraz z sokiem zmiksować. Dodać do nich bulion -dokładnie wymieszać, zagotować i przelać do miseczek. Podaje z łyżeczką jogurtu i odrobiną octu balsamicznego. Można także posypać pestkami ze słonecznika lub dyni.





bulion do kremów

Jest doskonałym uzupełnieniem aromatycznych kremów z pieczonych warzyw, marchwi, dyni czy papryki. Dosyć pieprzny, z cebulą i czosnkiem nienachalnie podkreśla smak zupki kremówki. 



Bulion warzywny do kremów
Zmodyfikowany przepis Gordona Ramsay'a

 Składniki:
(na ok 1,7 litra bulionu)

6 dużych marchewek
1 por
1-2 pietruszki
mały kawałek selera
2 łodygi selera naciowego
3 cebule
1 główka czosnku
1 liść laurowy
1 łyżeczka ziaren pieprzu 
sól i pieprz do smaku
  


Przygotowanie:             
                                                                               
Marchewki, pietruszkę, seler i cebule obierz i pokrój. Por posiekaj, główkę czosnku przekrój na pół i wrzuć wszystko do garnka. Dodaj pieprz, liść laurowy i zalej 2 litrami wody. Doprowadź do wrzenia, po czym zmniejsz ogień i gotuj pod przykryciem 20-25 minut. Dopraw do smaku solą i pieprzem. Przecedź bulion przez drobne sitko i dodaj do kremu. Resztę bulionu możesz przelać do słoika i wstawić do lodówki, ale na nie dłużej niż 4-5 dni.    


                                    
  

         
                                                         

niedziela, 3 kwietnia 2011

Tzatziki -łobuz pod pierzynką

Świeży ogórek z czosnkiem otulony jak pierzynką greckim jogurtem czyli Tzatziki to doskonały dodatek do dań z grilla, tych pieczonych w piekarniku lub jako dip do surowych czy grillowanych warzyw. To taki łobuz nadający pazurka i charakteru mniej aromatycznej potrawie, albo będący godnym towarzyszem smaku. Lekki, bardziej czosnkowy lub mniej, z miętą lub bazylią, uwielbiam go.


 


Składniki:

pół dużego obranego ogórka
1 jogurt grecki
ok. 3 ząbków czosnku
sól
pieprz
kilka listków posiekanej mięty
 


Przygotowanie:

Zetrzyj na tarce lub drobno posiekaj ogórka zielonego. Posyp szczyptą soli, zamieszaj i poczekaj, aż ogórek puści sok. Po chwili odlej sok i dodaj rozdrobniony czosnek-najlepiej w moździerzu lub wyciśnięty przez praskę. Dodaj do tego jogurt, pieprz, listki mięty i zamieszaj. Odstaw do lodówki na jakiś czas, aby smaki się przegryzły.

Zachęcam do traktowania umownie mojego przepisu. Ja często go modyfikuje dodając bazylie zamiast mięty, lub nie dodając nic czy jeśli mam na to ochotę zwiększając ilość czosnku lub kropiąc cytryną. Używam bardziej aromatycznego jako dodatku do grillowanych warzyw czy surowej marchewki, a mniej do mięsa, które również jest bardzo aromatyczne.  W każdej postaci jest pyszny.

Makrelowo mi-czyli pasta z makreli

Uwielbiam ryby. Szczególnie te świeżutkie, dopiero co zdjęte z grilla i zjedzone w małej rybnej knajpce z widokiem na morze, które szumem i zapachem relaksuje jak nic na świecie. Zamykam takie wspomnienia w buteleczce, pamiętniku smaków i zapachów. Tych najważniejszych. Wspomnienie magii nadmorskiego lata-późnym popołudniem z ciepłem słońca na ramionach i rybą, zjedzoną po zejściu z plaży-do nich należy.
Tam gdzie mieszkam-w małej podwarszawskiej miejscowości muszę się niestety zadowolić rybami ze sklepików lub raz na jakiś czas tymi kupionymi od hodowców. Mimo, iż za kuchennym oknem zamiast morza mam opatuloną dzisiaj słońcem łąkę i las-rybki smakują mi tu równie bardzo. Zapiekane w folii, wędzone, grilowane w całości -z ziołami, soute czy w towarzystwie warzywek, smakują wyśmienicie.

Dzisiejszym bohaterem mojego przepisu jest wędzona makrela. Doskonała na leniwe niedzielne śniadanie, do chlebka-dla tych co mogą, a z kukurydzianymi sucharkami dla mnie.


Składniki:

1 duża lub 2 mniejsze makrele
1 cebula biała lub czerwona (dla ładnego koloru)
3-4 ogórki konserwowe
kilka łyżeczek musztardy-dla smaku i charakteru potrawy ( ok. 3  )
pół małego jogurtu naturalnego ( zlepia pastę, nadaje łagodności )
pieprz
koperek



Przygotowanie:

Obierz makrelę ze skóry i ości, a następnie przełóż do miseczki. Dodaj do niej poszatkowaną drobno cebulkę i ogórki, jogurt oraz musztardę. Dopieprz do smaku i pomieszaj, aż masa będzie jednolita. Posyp szczypiorkiem lub dymką oraz koniecznie koperkiem. 

Proces obierania makreli jest mozolny, ale warty poświęcenia czasu bo pasta jest pyszna. U mnie raz z ogórkami, czasem w towarzystwie marynowanych pieczarek. W niedzielny poranek.Z rodziną. Idealnie.


Z ciepłymi grzankami dla moich bliskich:


Z chrupiącymi, kukurydzianymi sucharkami- dla mnie:)
 





W krainie kokosa - KoKosanki

Bardzo lubię przygotowywać różnego rodzaju desery. Zapach-korzennych przypraw wydobywających się z piekarnika lub garnka, jest jednym z moich ulubionych. Mieszanie, ubijanie, polewanie słodkości działa na mnie jak lekarstwo uśmierzające zmęczenie czy stres.A radość na twarzach mojego ciasteczkowego potworka i Mamy ( oboje kochają słodkości ) przywraca na nowo uśmiech i zadowolenie z życia. Jednak z wielu deserów musiałam dotąd rezygnować ze względu na zawartość mąki pszennej lub długi proces przygotowania. Zabierając się do słodkiej pracy kojącej nerwy chce widzieć efekty od razu, to nie to samo co przygotowywanie ciast, ciasteczek, tortów czy galaretek przed świętami, czy po prostu dla bliskich-gdy mam czas i mogę porwać się mojej fantazji.
Kokosanki należą do tego typu ciasteczek, które są kruche, lekkie, pyszne, a ich czas przygotowania nie przekracza 30 min-w tym 15 przeznaczone na pieczenie. Idealnie smakują wiosną,latem, na codzień i od święta - może jako dodatek do wielkanocnego stołu-leciutkie, pachnące kokosem, ale też w te długie jesienno-zimowe wieczory z kubkiem gorącej, smakowej herbaty - zachwycą każdego.




Przepis zaczerpnęłam z bloga Na grabinie-dziękuje.

 Składniki:
(na 10 kokosanek) 

2/3 kubka kleiku ryżowego-takiego dla dzieci
2/3 kubka wiórków kokosowych
4 łyżki cukru
1/3 kostki masła
1 jajko-podzielone na żółtko i białko
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

 Przygotowanie:

Piekarnik nagrzewam do 180 st. W tym czasie ucieram ciepłe masło z cukrem, aż masa będzie gładka. Dodaje do tego żółtko jajka, kleik ryżowy, wiórki kokosowe oraz proszek do pieczenia. Mieszam wszystko dokładnie, masa będzie gęsta-przypominająca wióry. Ubijam pianę z białka ( można dodać 2 białka jeśli masa będzie za sucha)  i dodaje do masy. Mieszam delikatnie łyżką i dosyć szybko formuje kulki (10). Układam je na blasze pokrytej papierem i wkładam do piekarnika. Pieczę ok 15 minut aż zbrązowieją. Smacznego!:)



sobota, 2 kwietnia 2011

Tajska zupa


Perspektywa zrobienia Tajskiej zupy zawsze była dla mnie kusząca. Lubie rozsmakowywać się w orientalnych smakach, przywodzących na myśl nieznane tereny i zapachy z nich płynące. A ta zupa zdecydowanie pobudza zmysły-intensywnością smaków pikantno -cytrynowej nuty, która opatulona delikatnym mleczkiem kokosowym odbiera jej pikantność, a nadaje smakowej przestrzeni.
Początkowo sądziłam, że zrobienie takiej zupy jest bardzo skomplikowane. Ilość składników, w tym tych, z którymi nigdy nie miałam do czynienia oraz ich niedostępność, studziły mój zapał. Myliłam się jednak bardzo, gdyż potrzebne ingrediencje były na wyciągnięcie mojej ręki- trzeba było po nie tylko sięgnąć, a sam proces przygotowania, przysporzył mi wiele radości. Miło był zrobić coś nowego, wykraczającego poza utarty schemat pomidorowej czy rosołu, a i poszerzyć swoje horyzonty. Mam z tego taki morał, że trzeba próbować nowych rzeczy, nawet wtedy, kiedy nie jesteśmy ich pewni lub kiedy wydaje nam się to zbyt skomplikowane bo, a nuż wyjdzie nam coś niezwykłego.



Tajska zupa

Składniki:

4-5 cm kawałek imbiru-obrany i posiekany
3 ząbki czosnku, obrane
2 łodygi trawy cytrynowej, rozgniecione płazem noża
garść siekanych listków kolendry wraz z łodygą
4 plasterki galangu obranego i posiekanego
2 szalotki obrane i przekrojone na ćwiartki-mi się nie udało ich dostać wykorzystałam więc 1/4 główki czerwonej cebuli
1 dymka
średnia chili zielona, lub 2 malutkie-w moim wypadku czerwone
1 limonka, otarta skórka i sok
4-5 liści limonki kaffir

filet z kurczak, zamiennie z tygrysimi lub królewskimi, obranymi krewetkami
400 ml mleczka kokosowego
Bulion drobiowy-około litra albo więcej w zależności od wielkości garnka

1-2 łyżki sosu rybnego
1 łyżka sosu ostrygowego (opcjonalnie)
1-2 łyżeczki zielonej pasty curry

Grzyby: shitake, słomiane, w moim wypadku grzyby Mun-wedle inwencji i możliwości

Dodatki, aby zupa była bardziej esencjonalna i kolorowa
ja dodałam to co akurat miałam pod ręką: rwane liście szpinaku, paseczki czerwonej papryki dla ozdoby ( kilka ), czy cukrowy zielony groszek
, którego nie miałam, a który doda chrupkości naszej zupce.
makaron sojowy ( albo soba- gryczany )


 Przygotowanie:

Obrany i rozdrobniony imbir wraz z czosnkiem, trawą cytrynową (pozbawioną zewnętrznej powłoczki), łodygami kolendry, galangiem, szalotkami, dymką, chili, skórką i liściami limonki, włóż do blendera i zmiksuj na dośc gładką masę. Rozgrzej oliwę w garnku, który pomieści zupke i usmaż pastę. Dodaj do niej, kurczaka pokrojonego w paski i gdy się lekko zarumieni, wlej mleczko kokosowe, a następnie bulion. Przypraw sosem rybnym i opcjonalnie ostrygowym, pastą i zamieszaj, aby smaki się połączyły. Zagotuj wodę w czajniku i zalej nią grzyby Mun oraz makaron sojowy. Przykryj i pozostaw na około 3 minuty. W tym czasie przygotuj szpinak, czerwoną papryke lub groszek cukrowy i dodaj do zupy. Pozostaw na ogniu, aby warzywa się podgotowały-ale nie za długo bo groszek i papryka powinny pozostać chrupkie. Przelej przez sitko grzyby i makaron. Grzyby pokrój na cienkie paseczki i wrzuć do zupy razem z sokiem z limonki, a makaron przełóż do miseczek. Po podgotowaniu warzyw, rozlej zupkę i posyp posiekanymi świeżymi listkami kolendry.

Zachęcam do eksperymentowania i traktowania ingredientów umownie-bez któregoś z orientalnych specjałów, zupka ta smakuje równie dobrze.
Azjatyckie dodatki można dostać w sklepie Kuchnie Świata w Złotych tarasach w Warszawie. Warto zwrócić tam uwagę na mrożone zestawy z ziołami-przeznaczone właśnie do tej zupy.


W moim garnuszku...

Od kiedy byłam mała, kuchnia była moim ulubionym miejscem w domu. Tam mogłam podpatrywać moją Mamę zgrabnie przygotowującą posiłki w 5-10 minut, a czasem i mojego Tatę, z którym spędzałam w kuchni często i pół dnia, siekając, przyprawiając i gotując. Było to jak dobieranie magicznych składników, które miały złożyć się na eliksir, wywołujący uśmiech na twarzy i kojący zmysły, a zabijający wszelkie smutki.
Rosnąc i stawiając pierwsze samodzielne kroki w kucharzeniu, moją skarbnicą wiedzy i umiejętności była Babcia, znająca wszelkiego rodzaju przepisy znane i te o których świat już zapomniał. Poświęcała mi ona czas, ucząc i tłumacząc gdy po raz 5 dzwoniłam do niej z pytaniami na temat tej samej potrawy- oczywiście potajemnie przygotowanej na cześć rodziców.
Babcia do dziś zaskakuje mnie swoim cudownym kunsztem kulinarnym i wyczuciem smaku. Potrawami, które przygotowane z miłością, smakują mi najlepiej na świecie.

Ale tak naprawdę to co umiem, zawdzięczam przede wszystkim Mamie. Bo oprócz pomocy przy gotowaniu stworzyła dla mnie i mojego brata taki bezpieczny, ciepły, pachnący świeżością i obiadem, dom. Do którego chce się wracać. Nauczyła mnie atmosfery i fantazji, oraz umiejętności zrobienia czegoś z niczego:)  Miło jest się cofnąć do tych beztroskich lat dzieciństwa. I gdzieś tam wewnątrz czuje taką tęsknotę za tym czasem.. może i wy ją znacie(?)

Dzisiaj gotowanie jest dla mnie nie tylko pasją, ale sposobem życia. Wędrówka po alejkach targu warzywnego , patrzenie na jędrne, kolorowe, pachnące warzywa i owoce przyprawia mnie o dreszcz ekscytacji. To nie tylko zakupy, ale setki możliwości, które można wykorzystać by stworzyć coś wyjątkowego. Faszerowane, zapiekane, gotowane pomysły, wywołujące radość na twarzach moich najbliższych-a to największa satysfakcja. Jednak dotąd, w codziennym biegu, trochę nie starczało mi czasu by móc poświęcić się gotowaniu w pełni. Studia, późne powroty, kiedy jedyną myślą przychodzącą do głowy jest: iść spać. Potrawy się powtarzały, nie było czasu na inspiracje, możliwość eksperymentowania i przeobrażania potrawy według własnego uznania (-co uwielbiam!) chociaż książki kucharskie na półce rosły. I dopiero moja połówka popchnęła mnie do działania. Do gotowania pełną piersią-na głód, ochotę czy chandrę, dla siebie i przede wszystkim dla najbliższych.Wbrew studiom i ciągłemu pośpiechowi. Próbowania przepisów trudnych-nawet wtedy gdy nie wyjdą tak jakbym chciała. Bo przecież wciąż się uczę.  A może przede wszystkim.I dlatego jest ten blog. Mój cel: to łatwe, średnie i trudne, znane i nieznane potrawy-czyli wszystkie te, które mnie zainspirują. Czas: START.

A i zapomniałam dodać-jestem uczulona na pszenicę i żyto:)
Zdrowiej, bez mąki, raz dietetycznie a raz na słodko;)-tak będzie w moim garnuszku:)